Z okazji Światowego Dnia Makaronu - tyle
szczęścia na raz: słońce, śnieg, kolorowe liście i on - jedyny w swoim rodzaju,
jadany pod każdą szerokością demograficzną i kochany przez wszystkie dzieci:
makaron!
Pierwsze wspomnienie to domowy makaron
mojego dziadka. Rozkładany na niezliczonych krochmalonych i przynoszonych z
magla idealnie białych ściereczkach. Do dziadków jeździło się w niedziele
pociągiem, podróż trwała godzinę. Pamiętam słodkawy smak podkładów kolejowych,
odliczanie kolejnych mazowieckich stacyjek: Ursus, Grodzisk, Milanówek,
Brwinów, Jaktorów, Międzyborów... W Żyrardowie czas stawał w miejscu, gruchały
sinogarlice i było tak jakoś sennie... Uwielbiałam obserwować, jak niesłychanie
sprawnie dziadek Czesio (taki w typie
międzywojennego amanta z wąsikiem) rozwałkowywał równiutkie placki ciasta,
rolował je i siekał cieniutkie wstążki makaronu, a potem roztrzepywał
podrzucając do góry wprawnym ruchem, a dookoła unosiła się mgiełka wciąż
podsypywanej mąki. Makaron dziadka był idealny, podawany z rosołem z
prawdziwej, upasionej na ziarnach kury. Oka tłuszczu w rosole były tak wielkie,
że można się było w nich przejrzeć. Sypaliśmy do talerzy dużo czarnego pieprzu
i siekaną nać pietruszki.
Trzecie wspomnienie to pierwsza
samodzielnie zorganizowana wycieczka po Włoszech, już w lepszych czasach.
Niezapomniana podróż na Sycylię, a potem
wybrzeżem amalfitańskim, pocztówkowe miasteczka i niezwykłe odkrycia:
smak wygrzanych na słońcu rzymskich pomidorów, pierwsza prawdziwa caprese –
niezapomniany smak mozarelli, bazylii, chleba maczanego w oliwie. Oraz odkrycie
na miarę stulecia: smak spaghetti carbonara. Zjedliśmy je w jakiejś
turystycznej tawernie i razem z całą grupą znajomych oszaleliśmy na punkcie
tego cuda. Natychmiast dostałam zamówienie od przyjaciół – Dorota – musisz nam
to zrobić. Ale jak? Nie miałam pojęcia jakie składniki zawiera ten przepis.
Biegałam po supermarkecie i zachodziłam w głowę: śmietana – na pewno tak, ale
czy jajka? Jeżeli jajka to pewnie same żółtka… Gałka muszkatołowa tak, ale czy
mąka? Zaciągnąć żółtkami, czy mąką, a może zasmażką? Boczek z pewnością, ale
czy parmezan? Takie były moje dylematy. Kombinowałam, główkowałam i wyszło J. Co prawda składników było odrobinę więcej niż w
oryginale, ale przynajmniej makaron potrafiłam już ugotować al dente. (Dorota Berezowska)
A dziś? Coś z tradycji i coś z włoskich
wspomnień: Razowy makaron z warzywami i pietruszkowym pesto:
Porcja na 2 osoby:
Pietruszkowe pesto:
2 małe lub 1 duży pęczek natki pietruszki
1 spora garść orzechów (ja użyłam
smażonych solonych nerkowców)
2 łyżki startego parmezanu
5 łyżek oliwy z oliwek
2 łyżki soku z cytryny
2-3 ząbki czosnku
Wszystkie składniki pesto dokładnie
zmielić i załadować do słoiczka. Można przechowywać w lodówce 5-7 dni.
Makaron:
1 czerwona papryka
2 pomidory bez pestek
3 różyczki kalafiora startego na tarce lub
drobno pokrojonego
½ cebuli cukrowej
sól i pieprz do smaku
1,5 łyżki oliwy z oliwek
1,5 łyżki masła
Paprykę pozbawić gniazd nasiennych, drobno
pokroić. Cebulę obrać i pokroić w kostkę. Kalafior zetrzeć na tarce o dużych
oczkach lub pokroić. Rozgrzać patelnię, dodać oliwę i masło, wrzucić cebulę,
paprykę i kalafiora. Mieszać i smażyć na średnim ogniu – cebula ma się
zeszklić, papryka i kalafior zmięknąć, ale wciąż mają być chrupiące, a nie
rozgotowane. Na koniec dodać pomidory pokrojone w kosteczkę bez pestek, soku i
kartoflanego miąższu (sam soczysty miąższ przy skórce) oraz 3-4 łyżki
pietruszkowego pesto. Wymieszać i dusić jeszcze chwilę. Makaron gotować 5-6
minut (zgodnie z instrukcją na opakowaniu), podawać posypane świeżo zmielonym
pieprzem.
hmm dzień makaronu był w październiku przecież :)
OdpowiedzUsuń