piątek, 2 listopada 2012

Światowy Dzień Makaronu



Z okazji Światowego Dnia Makaronu - tyle szczęścia na raz: słońce, śnieg, kolorowe liście i on - jedyny w swoim rodzaju, jadany pod każdą szerokością demograficzną i kochany przez wszystkie dzieci: makaron!

 
Pierwsze wspomnienie to domowy makaron mojego dziadka. Rozkładany na niezliczonych krochmalonych i przynoszonych z magla idealnie białych ściereczkach. Do dziadków jeździło się w niedziele pociągiem, podróż trwała godzinę. Pamiętam słodkawy smak podkładów kolejowych, odliczanie kolejnych mazowieckich stacyjek: Ursus, Grodzisk, Milanówek, Brwinów, Jaktorów, Międzyborów... W Żyrardowie czas stawał w miejscu, gruchały sinogarlice i było tak jakoś sennie... Uwielbiałam obserwować, jak niesłychanie sprawnie dziadek Czesio  (taki w typie międzywojennego amanta z wąsikiem) rozwałkowywał równiutkie placki ciasta, rolował je i siekał cieniutkie wstążki makaronu, a potem roztrzepywał podrzucając do góry wprawnym ruchem, a dookoła unosiła się mgiełka wciąż podsypywanej mąki. Makaron dziadka był idealny, podawany z rosołem z prawdziwej, upasionej na ziarnach kury. Oka tłuszczu w rosole były tak wielkie, że można się było w nich przejrzeć. Sypaliśmy do talerzy dużo czarnego pieprzu i siekaną nać pietruszki.

 
Następne wspomnienie nie należy do przyjemnych. Była to wizyta dwóch rodowitych sycylijskich młodzieńców, którzy przybyli do zapyziałej, socjalistycznej Polski na jakąś wymianę i wypadło, że mam ich gościć. Wtedy po raz pierwszy uświadomiono mi, że to, co szumnie nazywaliśmy w ojczyźnie produktów zastępczych makaronem prawdziwi makaroniarze uważają za obrzydliwie rozgotowane kluchy, nadające się najwyżej dla świń, ale nie dla ludzi. No i że w ogóle nie potrafię gotować makaronu. Dusza siedemnastoletniej, szaleńczo patriotycznie wychowanej Polki w mojej skórze ucierpiała (a może wyparłam tę lekcję jako kompletnie niezrozumiałą i niezasłużoną). Jeszcze się dowiedziałam, że w naszych sklepach nie ma kompletnie nic nadającego się do jedzenia. Brrr…

 
Trzecie wspomnienie to pierwsza samodzielnie zorganizowana wycieczka po Włoszech, już w lepszych czasach. Niezapomniana podróż na Sycylię, a potem  wybrzeżem amalfitańskim, pocztówkowe miasteczka i niezwykłe odkrycia: smak wygrzanych na słońcu rzymskich pomidorów, pierwsza prawdziwa caprese – niezapomniany smak mozarelli, bazylii, chleba maczanego w oliwie. Oraz odkrycie na miarę stulecia: smak spaghetti carbonara. Zjedliśmy je w jakiejś turystycznej tawernie i razem z całą grupą znajomych oszaleliśmy na punkcie tego cuda. Natychmiast dostałam zamówienie od przyjaciół – Dorota – musisz nam to zrobić. Ale jak? Nie miałam pojęcia jakie składniki zawiera ten przepis. Biegałam po supermarkecie i zachodziłam w głowę: śmietana – na pewno tak, ale czy jajka? Jeżeli jajka to pewnie same żółtka… Gałka muszkatołowa tak, ale czy mąka? Zaciągnąć żółtkami, czy mąką, a może zasmażką? Boczek z pewnością, ale czy parmezan? Takie były moje dylematy. Kombinowałam, główkowałam i wyszło J. Co prawda składników było odrobinę więcej niż w oryginale, ale przynajmniej makaron potrafiłam już ugotować al dente. (Dorota Berezowska)

 
A dziś? Coś z tradycji i coś z włoskich wspomnień: Razowy makaron z warzywami i pietruszkowym pesto:

 
Porcja na 2 osoby:

Pietruszkowe pesto:

2 małe lub 1 duży pęczek natki pietruszki

1 spora garść orzechów (ja użyłam smażonych solonych nerkowców)

2 łyżki startego parmezanu

5 łyżek oliwy z oliwek

2 łyżki soku z cytryny

2-3 ząbki czosnku

Wszystkie składniki pesto dokładnie zmielić i załadować do słoiczka. Można przechowywać w lodówce 5-7 dni.

 
Makaron:

200 g razowego makaronu bio

1 czerwona papryka

2 pomidory bez pestek

3 różyczki kalafiora startego na tarce lub drobno pokrojonego

½ cebuli cukrowej

sól i pieprz do smaku

1,5 łyżki oliwy z oliwek

1,5 łyżki masła

 

Paprykę pozbawić gniazd nasiennych, drobno pokroić. Cebulę obrać i pokroić w kostkę. Kalafior zetrzeć na tarce o dużych oczkach lub pokroić. Rozgrzać patelnię, dodać oliwę i masło, wrzucić cebulę, paprykę i kalafiora. Mieszać i smażyć na średnim ogniu – cebula ma się zeszklić, papryka i kalafior zmięknąć, ale wciąż mają być chrupiące, a nie rozgotowane. Na koniec dodać pomidory pokrojone w kosteczkę bez pestek, soku i kartoflanego miąższu (sam soczysty miąższ przy skórce) oraz 3-4 łyżki pietruszkowego pesto. Wymieszać i dusić jeszcze chwilę. Makaron gotować 5-6 minut (zgodnie z instrukcją na opakowaniu), podawać posypane świeżo zmielonym pieprzem.

1 komentarz: